Dziwne, że ten wydawać by się mogło sprytny i wysportowany mężczyzna o atletycznej budowie ciała opowiada, że o mało co się nie zabił na ... scenie.
Marcin twierdzi, że uratował go cud. Na jednej z imprez miał wystąpić na scenie i odebrać nagrodę od firmy, która sponsorowała bankiet. – „ Fotoreporterzy zaczęli krzyczeć, żebym podszedł bliżej i zapozował. Tak też zrobiłem. Byłem przekonany, że to koło zostało stworzone, by z niego pozować. Na szczęście intuicja podpowiedziała mi, żeby najpierw wyczuć grunt. Nogą sprawdziłem podest, który nagle zaczął się zawalać, fartem złapałem równowagę i się cofnąłem. Byłem przerażony, trzymałem w ręku nagrodę - 5-kilową piramidkę z ostrymi zakończeniami. Gdybym wpadł do dziury, a piramidka wbiłaby mi się w pewne miejsce, byłoby już po mnie ”– opowiada przejęty „ Super Expressowi”. Aż strach pomyśleć jak to wiele niebezpieczeństw czyha na naszych biednych konferansjerów. Ryzyko wpisane w ten zawód jest ogromne. Nie dziwcie się, że oni tyle zarabiają, codziennie przecież zmagają się z torem przeszkód „pozując” na scenie. Czy te żałosne wyznania mają podkreślić to, jak ciężką pracę wykonują ?
ka
Komentarz tylko dla zalogowanych
Uwaga!
Ta podstrona może zawierać treści o charakterze erotycznym, wulgarnym lub kontrowersyjnym. Przechodząc na tę podstronę
oświadczasz, że dokonujesz tego w pełni świadomie i dobrowolnie oraz że posiadasz ukończone 18 lat.