Kataryna uchodzi za "najbardziej znaną komentatorkę polityczną w polskiej sieci". Jest autorką jednego z najpopularniejszych polskich blogów. Pisze odważnie to, co myśli o politykach, nie ujawniając jednak swojej tożsamości. Blogerka rozpoczęła śledzenie i opisywanie tego, co się dzieje w polskiej polityce od momentu słynnej "afery Rywina". Pojawiła się wtedy na forum Kraj portalu Gazeta.pl. Największą aktywność wykazywała podczas kampanii wyborczej Włodzimierza Cimoszewicza i nie była politykowi przychylna. Natomiast, co dziwne, po objęciu prezydentury przez Lecha Kaczyńskiego zrobiła sobie przerwę. Na szczęście po paru miesiącach wróciła i od tego czasu śledzi wydarzenia w świecie polityki na bieżąco.
Kataryna publikowała równolegle w Salonie24.pl i w blox.pl. Jednak na pewien czas wycofała się z publikacji w Salonie24. Miało to związek ze sporem dotyczącym ujawnienia jej tożsamości. Autorka chciała pozostać anonimowa. "Nie widzę powodu, dla którego powinnam zaspokajać czyjąś ciekawość swoim kosztem" - mówiła w rozmowie z dziennikarką tvn24.pl. Tak zostało do maja 2009 roku. Wszyscy chcieli wiedzieć kim jest tajemnicza blogerka. Podejrzewano zarówno dziennikarzy jak i polityków. Igor Janke (właściciel serwisu Salon.24.pl) odbył rozmowę telefoniczną z prawdziwą Kataryną i potwierdził, że jest kobietą, ale nic więcej nie chciał powiedzieć. Natomiast dziennikarzowi Robertowi Mazurkowi udało się z nią kilkakrotnie spotkać i w maju zeszłego roku w "Dzienniku" opublikowano wywiad, w którym przyznała, że jest z południowej Polski (miasta wojewódzkiego na "R"), obecnie mieszka w Warszawie, gdzie studiowała na dwóch kierunkach. Jeśli chodzi o wiek to nie jest dokładnie znany, ale ma na pewno więcej niż 30 lat. Jest członkinią stowarzyszenia Mensa. Nigdy nie była dziennikarką, ale trudno w to uwierzyć czytając jej teksty. W sierpniu 2008 w "Dzienniku", ukazał się z kolei jej wywiad z Robertem Mazurkiem.
W maju bieżącego roku Krzysztof Czuma (syn ministra sprawiedliwości Andrzeja Czumy) wysłał do portalu Salon24.pl pismo z żądaniem usunięcia "kłamliwego i obraźliwego wpisu na blogu niejakiej »Kataryny«". Ponieważ wpis Kataryny nie naruszał regulaminu, przedstawiciele portalu nie spełnili żądania. Kataryna nie uległa presji i zapowiedziała, że jeśli minister Czuma będzie chciał wytoczyć jej proces, to ujawni wtedy swoje dane. Kilka dni później "Dziennik Polska-Europa-Świat" ujawnił, że zna tożsamość Kataryny. Gazeta nie podała nazwiska bloggerki. Za to opisała ją w sposób, który pozwala na jej jednoznaczną identyfikację: "jest to pochodząca z Rzeszowa 38-latka, znana i szanowana w środowisku organizacji pozarządowych, prezes warszawskiej fundacji zajmującej się wspieraniem różnorodnych form aktywności społecznej, wzmacnianiem u obywateli umiejętności współdziałania w kształtowaniu demokratycznego społeczeństwa". Informacje te ułatwiły poszukiwania. Internauci zidentyfikowali fundację i jej prezes.
Kataryna znalazła się w trudnej sytuacji. Sylwia Czubkowska, dziennikarka "Dziennika", wysłała do blogerki sms-a o takiej treści:"Pani Katarzyno, bardzo proszę o poważne rozważenie naszej propozycji. Nie chcemy bezpardonowo ujawniać Pani tożsamości i iść na rękę Czumom. Wolimy, by zgodziła się Pani na ten "coming out" na Pani warunkach, włącznie z zatrudnieniem Pani jako naszej publicystki. Ale proszę nas zrozumieć to frustrujące wiedzieć i nie móc napisać. Wiem, że Pani tożsamość zna "Fakt", a przez nich nie zostanie Pani tak dobrze potraktowana - proszę tego nie traktować jako szantażu. Naprawdę nie chcemy Pani skrzywdzić".
"Dziennik" i "Fakt" są tytułami tego samego wydawnictwa - Axel Springer Polska. Trudno nie traktować tego jako szantażu, w momencie kiedy również inne media znały jej tożsamość, ale uszanowały jej anonimowość. Natomiast "Fakt" wszystkiemu zaprzeczył, tłumacząc: "Jesteśmy zdziwieni i wściekli, że ktoś może używać naszej redakcji w kontekście szantażu. To bzdura. Nigdy nie interesowaliśmy się Kataryną, ani nie planowaliśmy ujawniać jej tożsamości".
Wszystkie spory i zamieszanie związane z ujawnieniem się Kataryny doprowadziły do tego, że chciała zrezygnowac z pisania bloga: "Nie mogę sobie wyobrazić pisania tego, co piszę i robienia tego, co robię zawodowo. Tego się nie da połączyć. A z bloga jest mi łatwiej zrezygnować". Jednak po wejściu na jej stronę możemy zobaczyć, że nie uległa presji i wciąż zamieszcza nowe artykuły.
Na jej przykładzie widzimy, prowadzoną od czasu powstania blogów, polemikę na temat anonimowości i ponoszenia odpowiedzialności za to, co piszemy. Autorzy tekstów, którzy nie chcą się ujawniać, widzą w tym szansę na uniknięcie przykrych konsekwencji. Zwykle pozwalają sobie na więcej swobody przy komentowaniu czy analizowaniu danego zagadnienia. Często piszą w sposób subiektywny, ponieważ wyrażają publicznie swoje prywatne zdanie. Kataryna taką formę wypowiedzi uzasadnia: "Gdyby znano moje nazwisko, to każdy polityk czy dziennikarz, którego krytykowałam, mógłby mnie pozwać - choćby o 10 tysięcy złotych odszkodowania. A ja nie miałabym szans w zderzeniu z ich prawnikami".
To wszystko nie zmienia faktu, że każdy ma konstytucyjne prawo do wolności słowa. Kataryna nadal cieszy się sympatią i zainteresowaniem wśród internautów, a całe zamieszanie zwiększyło jedynie liczbę gości odwiedzających jej stronę.
Komentarz tylko dla zalogowanych
Uwaga!
Ta podstrona może zawierać treści o charakterze erotycznym, wulgarnym lub kontrowersyjnym. Przechodząc na tę podstronę
oświadczasz, że dokonujesz tego w pełni świadomie i dobrowolnie oraz że posiadasz ukończone 18 lat.